Rwandyjską przygodę zaczęliśmy Mszą Świętą z naszymi rodzinami o godz. 10:00 na Winiarach. Po niej półtorej godziny męczyliśmy się z pakowaniem wspólnych rzeczy tak, żeby każdy bagaż zmieścił się w limicie wagi. Po dojechaniu busami na lotnisko Chopina w Warszawie na szczęście udało się wszystkie bagaże nadać, przejść wszystkie kontrole i wylecieć o czasie do Addis Abeba z międzylądowaniem w Wiedniu. Lot przebiegł spokojnie, mogliśmy nacieszyć się posiłkami, filmami i grami.
Ze stolicy Etiopii polecieliśmy prosto do stolicy Rwandy, Kigali, gdzie na lotnisku po zakupie wiz, przejściu przez kontrolę i odebraniu bagaży (ani jeden nie zaginął!!!)
 |
Po przylocie do Kigali |
z otwartymi ramionami i szerokim uśmiechem przywitał nas brat Zdzichu. Słyszeliśmy o nim legendy, ale dopiero teraz doceniamy fenomen tego misjonarza. Prawie 30 lat jest w Rwandzie i zna tubylców jak sąsiadów, opowiada z przejęciem o tutejszych zwyczajach, mentalności, czy nawet języku i gestach.
 |
Podróż z Etiopii do Rwandy |
Do pierwszych wrażeń z Rwandy zaliczamy zadziwiająco słabą pogodę - padał deszcz od samego lądowania. Nieznane i nietypowe zapachy, a także nieistniejące zasady ruchu drogowego to też ciekawe odkrycia. Warte podkreślenia jest również to, jak bardzo górzystym krajem jest Rwanda. Jadąc 20 minut przez samo Kigali mieliśmy wrażenie, że piętrzą się przed nami nieustające górki. Dalej - na ulicach można zobaczyć wiele motorów funkcjonujących jako jednoosobowe taksówki, a na chodnikach ludzi niosących torby na głowie czy ogromne skrzynie na rowerach. To jedynie kilka z wielu różnic, które spotkały nas w Rwandzie. Prosto z lotniska pojechaliśmy do ośrodka Pallotynów, gdzie mogliśmy w pokojach się ogarnąć, po czym o 13 spotkaliśmy się na obiad. Po obfitym posiłku pojechaliśmy z bratem Zdzichem do muzeum historii Rwandy; droga prowadziła przez centrum Kigali, gdzie pokazywał nam życie codziennie Rwandyjczyków. W muzeum dowiedzieliśmy się faktów o kolonizacji Afryki, w tym Rwandy, o jej europejskich rządach, udziale w I WŚ, a także o dekolonizacji tych terenów i jej wpływu na teraźniejszość.

 |
Muzeum |
O 17:30 przeżyliśmy pierwszą Mszę Świętą na Czarnym Lądzie, podczas której brat Zdzichu podzielił się świadectwem o sile misji i modlitwy. Z Eucharystii wyszliśmy umocnieni przeświadczeniem, że tak jak nasza modlitwa wspierała i dalej wspiera misje na świecie, tak modlitwy naszych bliskich i wszystkich wspierających naszą misję wspierają nas w dzieleniu się dobrem z miejscowymi.
Mamy również nadzieję, że wytrwawszy w modlitwie przez cały wyjazd, uda nam się dobrze przeżyć nawet najcięższe chwile. Wieczorem, o 19:30 zjedliśmy kolację, po której krótką modlitwą pożegnaliśmy się, aby odespać minioną noc.
/Stanisław
Komentarze
Prześlij komentarz